czwartek, 12 lutego 2015

Jak zmieniłam nawyki żywieniowe


Kolejnym wyzwaniem, które wielokrotnie podejmowałam, było zdrowsze odżywianie. Z reguły kończyło się na kupowaniu większej ilości warzyw, które potem lądowały w koszu, indywidualnie lub w postaci wielkich misek sałatki, które na drugi dzień po przygotowaniu były rozmokłe i nieapetyczne.

W końcu postanowiłam podejść do sprawy bardziej pragmatycznie. W tym celu posłużyłam się książką "Zmień swoje życie Ewą Chodakowską". Oczywiście, mogła być to każda inna książka z przepisami, skomponowanymi w sposób racjonalny, czyli uwzględniający wszystkie wartościowe składniki odżywcze. 

Początkowo kurczowo trzymałam się proponowanych na każdy dzień zestawów. Nie do końca zdawało to egzamin, ponieważ po pierwsze - niektóre produkty zostawały nie zużyte, po drugie - jedzenia było trochę za dużo. Ponieważ nie lubię marnować jedzenia, w kolejnych tygodniach zmieniłam strategię i wypisałam wszystkie receptury według produktów, potrzebnych do ich przygotowania, i - komponując jadłospis na tydzień - starałam się, aby nic się nie zostawało, ale ilość warzyw nie spadała.


Nie zaprzeczam, że początkowo planowanie zakupów i potraw było czasochłonne, a nawet irytujące. Ponadto byłam zestresowana rano, ponieważ musiałam przygotować na przykład owsiankę na pierwsze domowe śniadanie i coś zdrowego na drugie śniadanie do pracy, na przykład jogurt naturalny z owocami, gdyż przestaliśmy kupować słodkie jogurty. Czasem też obiad i kolacja wymagały więcej wysiłku niż dotychczas. Planowałam nawet wcześniej wstawać, ale po paru tygodniach rozruchu okazało się to niekonieczne.

Co z ohydnymi sałatkami? Jeśli przyrządzam sałatkę do pracy, to ewentualny dressing (z reguły jogurt lub odrobina oliwy czy oleju lnianego) dodaję przed jedzeniem. Sałatki na kolację przygotowuję w pojedynczych porcjach. Są świeże, chrupiące i pyszne, a ja kontroluję wielkość porcji.

Dodam jeszcze, że sami w domu pieczemy chleb (w maszynie), robimy jogurt i wędliny w szynkowarze. I piwo;). Ale o tym innym razem.


Nie mówię, że cały czas jem w sposób idealny. Nie jestem na żadnej diecie. Po prostu częściej wybieram produkty przygotowane w domu niż gotowce, warzywa i owoce niż słodycze i słone przekąski, a jeśli już to królują u mnie domowe, odchudzone wersje tych produktów.

Mogę śmiało powiedzieć, że zmienił mi się smak i już nie przepadam za:
¯ jogurty owocowe
¯ gotowe kaszki
¯ gotowe desery
¯ serki homogenizowane
¯ słodzone napoje gazowane i nie tylko
¯ czekoladowe batony
¯ sklepowe ciastka i ciasta
¯ czipsy
¯ słone paluszki

Większość z powyższych produktów wydaje mi się teraz okropnie słodka. Inne produkty nadal mi smakują (np. lody), ale spożywam je okazjonalnie lub przygotowuję w domu. Poza tym zauważyłam, że wolę zjeść coś konkretnego niż słodycze, po których w krótkim czasie czuję się głodna, co mnie denerwuje. 

Jedząc pięć wartościowych posiłków w ciągu dnia, nie jestem głodna i sfrustrowana, czuję się lżej, zdrowiej i mam o wiele mniej problemów gastrycznych. Poza tym łatwiej mi jest kontrolować apetyt, o czym na pewno wkrótce napisze. Wszystko to wymagało czasu. Chcesz podjąć wyzwanie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz